|
Chicagoland - Slub i wesele cioci Agnieszki.
Dziwna koleja losu sie zlozylo, ze moja ciocia jest ode mnie mlodsza o kilka dobrych lat. Kiedy byla mala, przeszkadzalo jej to troche, ale teraz to zdazylismy sie z tego posmiac. Nie widzielismy sie ponad 10 lat. Nawet nie wiedzialem, ze jest w Stanach - na pewno bysmy ja odwiedzili, gdy bylismy w Chicago poprzednim razem.
|
 | Slub po polsku, w kosciele Sw. Ryszarda |
 | Panstwo mlodzi, w procesji od oltarza |
 | Ojej, beda przechodzic kolo nas... |
 | Pozniej byla godzinna sesja zdjeciowa, nie wiem dlaczego tam sie znalezlismy, pewnie dlatego, ze bylismy pod reka ;-), chetnie zobaczymy jak wyjda zdjecia od profesjonalistwo - pogoda byla pochmurna, ale przynajmniej nie padalo mocno |
 | A ten caly opis do poprzedniego zdjecia, to dlatego, ze my zabralismy rodzicow Pana Moldego do domu Agnieszki i Ryszarda, zeby przygotowac chleb, do powitania chlebem i sola. Teraz caly orszak powoli wynurza sie z limuzyny |
 | Powaga na twarzach |
 | Wojtek - wlaz do srodka, co tak bedziesz stal z tym aparatem (Wojtek, to brat Ryszarda - byl druzba na slubie) |
 | Trzeba przeniesc przez prog - na szczescie krzepy nie brakuje |
 | No i witamy w domu |
 | Rodzice witaja chlebem i sola, a Agnieszka oczywiscie znala prawidlowa odpowiedz na pytanie o chleb i sol i pana mlodego. Przepraszam - nie widzac samego chleba, ale nie chcialem sie przepychac, przed blizsza rodzina - Wojtek pewnie bedzie mial jakies lepsze zdjecie |
 | No a tu chwila przerwy - slub byl o 13stej, a wesele o 19stej, wiec bylo troche czasu - Jak widac Agnieszka zdazyla sie przebrac - posilamy sie wszyscy - po prawej moja ciocia natepna ciocia Marta |
 | Zdjec z wesela jest tylko kilka - byly lepsze rzeczy do roboty :-) Tutaj nastepna czesc rodziny zamieszkala w chicago - od prawej - Ewa - zona Andrzeja Murzanskiego (czyli moja ciocia), Magda (dawniej Murzanska) - tez ciocia i maz Magdy - moj nowo odnaleziony wujek Juliusz |
 | Pierwszy taniec - zebym to ja jeszcze pamietal co oni tanczyli... |
 | Dwie ciocie przy naszym stoliku - obiecalismy sie odwiedzic - miejmy nadzieje, ze cos z tego wyjdzie, bo zawsze na rodzinnych spotakiach to sie tak obiecuje i obiecuje i optem z tego nic. Ale zarowno Andrzej i Juliusz lubia gory, wiec jest szansa, ze gdy przyjada do Atlanty to pojedziemy razem w Appalachy |
 | Nie jest zle - skoro wujostwo sie moga usmiechac, a to zdjecierobione grubo po polnocy, znaczy ze bardzo nie cierpia. |